Wczoraj nastąpił przełom, przełom w bieganiu. Jak wiecie trzy razy w tygodniu chodzę trenować żeby wydłużać odcinki biegowe oraz skracać odcinki marszowe. Nie pokładałam dużych nadziei a tu proszę. Wczoraj truchtałam bez przerwy 9 min. Nie wiem czy sprawiła to dłuższa przerwa (w piątek i weekend nie biegałam nic) czy może to że nie zatrzymałam się na marsz. Udało mi się przekonać że przebiegnę 1 km. Oczywiście tempo tragicznie wolne ale od czegoś trzeba zacząć. Poza tym biegałam przez 4 km co również jest moim małym rekordem. Normalnie robiłam 3 km w ciągu ok.25 min. Miło zobaczyć światełko w tunelu po ciężkiej pracy . Pobudzona endorfinami wybrałam się jeszcze na szybki rowerek żeby zrobić 10 km po mojej okolicy. Razem spaliłam 522 kcal. Ruch na świeżym powietrzu jest świetny latem. Polecam wyjście na zewnątrz a nie do klimatyzowanej sali gimnastycznej. Nasze płuca odetchną trochę i na pewno wyjdzie nam to na zdrowie. Wczoraj odbyłam bieganie numer 15. Zastanawiam się ile biegań jeszcze upłynie zanim napisze wam "hej biorę udział w maratonie, ta co nie umiała wcześniej biegać".
Podumowanie tego posta to zdanie, że warto dać mieśnią odpocząć dłużej. Potem mogą nas bardzo pozytywnie zaskoczyć.
Odpoczynek jest tak samo ważny jak trening. Gratuluję wzrostu formy ;D
OdpowiedzUsuń