W Sobotę i w niedziele zaplanowałam dwa długie biegi. Jeden miał wynosić 6,6 km a drugi 7 km. Rzeczywistość jak zwykle okazała się trochę inna. W sobotę czekałam cierpliwie na poprawę pogody (panował okropny upał) żeby było chociaż trochę chłodniej. Ok. godziny trzeciej słońce schowało się na chmury i zaczął wiać przyjemny wiatr. Optymistycznie nastawiona do dystansu 6,6 km wyszłam z domy pobiegać z uśmiechem, że będę miała już za sobą i cała sobota wolna. Pierwszy km nawet się udał. Niestety zaraz po nim słońce wyszło z powrotem. Paliło jak diabli. W tym momencie już nie wiem czy to moja głowa czy organizm ale stwierdziłam że nie dam rady. Powlokłam się do domu.
Nie tracą ducha około wieczory podjęłam jeszcze jedną próbę biegania. Około ósmej było już trochę chłodniej ale i tak i nie zbliżyłam się do zaplanowanego dystansu. Poszłam na bieżnię żeby uzyskać lepsze czasy niestety mimo mojego przeświadczenia że idzie mi dobrze czasy okazały się równie wolne a gorąco to samo. Z niecierpliwością czekam na jesień bo w takich warunkach się nie da :)
W niedziele zdałam się na całkowity relaks. Tym samym zakończyłam tydzień biegowy z najwyższym jak do tej pory kilometrażem 16,67km . Niestety nie udało mi się tym razem osiągnąć częstotliwości 4 razy w tygodniu. Mam jednak zamiar zrealizować to w tym tygodniu. Postanowiłam oprócz większej liczby treningów zamierzam biegać min 4 km. pamiętam jak nie potrafiłam sobie siebie wyobrazić jak biegnę bez przerwy 30 min. Teraz chciałbym sobie siebie wyobrazić jak biegnę w tempie 7 min/km ;-)
Sposób na niedzielny relaks to balkon, owoce, kawka i przegląd prasy :-) Nóżki odpoczywają
a jak biegasz w taki upał, to masz jakieś nakrycie głowy? bo ja właśnie nie i czuję, że to poważny błąd i lada chwila zapłacę za swoją nierozważność ;)
OdpowiedzUsuń:) właśnie mam ale zapomniałam w sobotę założyć
Usuńupały nie ułatwiają aktywności, ale taki urok tej pory roku na szczęście poranki i wieczory są do wytrzymania
OdpowiedzUsuńBrawo, że mimo pogody jaką mamy za oknem starasz się nie opuszczać biegania. Ja już pomału przyzwyczajam się do zbliżającej się jesieni i wychodzę pobiegać po zmierzchu. Jeszcze trochę i praktycznie zawsze będę śmigała przy zapalonych latarniach.
OdpowiedzUsuńPociesze cię, że w sobotę tez umierałem podczas biegania, a w niedzielę odpuściłem. Nie ma co się przejmować :)
OdpowiedzUsuńJak rano nie pobiegnę między 6-7, to już nie dam rady jak jest gorąco - to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńDobrze że w ogóle pobiegłaś, każdy trening jest ważny.
Uwielbiam taki odpoczynek jak Twój niedzielny :)