Nie da się ukryć, że codzienne wychodzenie na bieganie uczy pokory i szlifuje charakter. Człowiek nie poddaje się przy ble wzniesieniu czy małej zadyszce. Mam świadomość , że przezwyciężyłam swoje lenistwo i może wreszcie mi się uda. To właśnie dziś minął mi dziesiąty dzień biegania . Na pewno do głosu nie dochodzi lenistwo. Nie ma nawet najmniejszego pola do popisu. Schowało się gdzieś głęboko i nie potrafi wydusić z siebie nawet słowa.
Nie szukam wymówek , nie przekonuje siebie wymyślając absurdalne wymówki. Robię to dla siebie i po to żeby znowu poczuć jak cudownie się biega. Nie doradzam nikomu iść w skrajności. Nie trzeba od razu wychodzić każdego dnia. Sztuka polega na tym żeby każdy znalazł przysłowiowego bata na siebie.
Dziś piękną nagrodą okazało się przebiegnięcie jeszcze większego dystansu w tym samym czasie. Już myślałam że utknęłam na 3,67 km , a dziś niespodzianka, udało się przebiec 3,82 . Różnica niewielka. Może nawet nie zauważalna ale dla mnie oznacza kolejne mało zwycięstwo. Z każdym pół godzinnym treningiem biegnę trochę szybciej i mniej maszeruje. Dzięki codziennemu bieganiu widzę swoje postępy szybciej niż jak robiłam marszobiegi trzy razy w tygodniu.
Czy wreszcie znalazłam metodę na zółwia ? :-)
Po bieganiu zjadłam pyszny krem z pomidorów na bulionie z kurczaka i kaczki.
Swój pomarańczowy kolor zawdzięcza dodaniu dwóch marchewek.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz